Przez Żabljak dojechalismy do kanionu Tary. Przywital nas wieeelki most prowadzacy na druga strone kanionu. Wyskoczylismy z samochodu, porobilismy pare fotek. Nasza uwage przykuly skoki na bungee z tegoz mostu, ale ze to koszt 80 euro, musielismy zrezygnowac na rzecz raftingu. Jednak po relacjach ludzi bedacyhc bezposrednio po skoku mozna bylo stwierdzic, ze adrenalina niezla.
Woda Tary z gory wygladal tak zachecajaco, czysciutko i niebiesko, ze znalezlismy zejscie w dol kanionu i postanowilismy ja zdobyc :). Po paru krokach okazalo sie, ze to stanowczo nie drozka na klapki. Powolutku, pomalutku sie udalo. Michal oczywiscie wskoczyl do niej i po chwili zaczal niepokojaco dyszec :). Okazalo sie, ze jest nieziemsko zimna. No coz to raczej logiczne - w koncu z gor. Pieknie, spokojnie ale trzeba wracac. O ile latwo bylo zejsc tak wejscie przynajmniej mi przyspozylo sporo problemow. Tak sie zdyszalam, ze ledwo moglam oddech zlapac. W szybszym dotarciu na gore pomogl mi waz, ktorego zobaczylam w zaroslach. Nogi same mi zaczely biec.
Kupilismy sobie atrakcje raftingowa, zrobilismy po jednym wielkim hamburgerze na obiadokolacje i odjechalismy kawaleczek coby gdzies przycupnac na noc.
PS: Ukaszenie muszki znowu postepuje. Dzisiaj Michal stwierdzil ze to jakis czerwony babel z czarnymi kropkami, wiec muszki pewnie juz niedlugo sie wylegna. Ja mysle ze caly babel przybral ksztalt jednej wielkiej muchy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz