piątek, 13 sierpnia 2010

Dzien 12

Zagubilismy gdzies jeden dzien i nie mozemy sie go doliczyc :(.
Poranek byl jak zwykle goracy. Ja wstalam nieco wczesniej, zeby podziwiac wschod slonca, a Michal zmeczony droga kimal smacznie przy otwartej klapce.

Przejechalismy dalej cala Sithonie, czyli srodkowy paluch polwyspu i skierowalismy sie na Kassandre, czyli pierwszy paluch. Po drodze kapiele itd itp. Miasteczka Kassandry zostaly spalone i rodowitych grekow tam niewiele. Stoja za to wypasione wille z widokiem na morze. Szukanie noclegu to byl niezly wyczyn. Podjechalismy na camping w Kallandra (polodniowa czesc cypla), ale ceny mieli zaporowe, wiec zrezygnowalismy z tego luksusu i zaczelismy szukac ustronnego, darmowego miejsca. Przejechalismy juz prawie caly cypel zmeczeni jak cholera, az w koncu niedaleko Chaniotis przyuwazylismy campery na plazy - yuuuuupi! Tam zostalismy. Przyczailismy sie za drzewkiem, zjedlismy obiadek z tureckiej cebuli i ziemniakow, bulgarskich pomidorow i greckiego miesiwka i poszlismy spac.

W nocy obudzilam sie z jaszczurka na glowie, ktora ogrzewala sie na niej w najlepsze. No coz koczowanie rzadzi sie swoimi prawami. W koncu wjechalismy pewnie na jej teren.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz