Wstalismy rano i stwierdzilismy, ze nalezy nam sie sniadanko na wypasie: nalesniczki z nutelka i bananami. Michal popisal sie swoja sztuka zonglowania ciastem z pomoca patelni i tak powstaly nalesniki.
Ruszylismy z campingu w okolicach Nea Kalikratia do jaskini Petrona. Sama jaskinia niczego sobie, ale oprowadzal nas przewodnik, ktory niestety gadal tylko po grecku, wiec niczego szczegolnego sie nie mogllismy dowiedziec. Stalagmity i stalaktyty ( tyle co zapamietalam z geografii ) ukladaly sie w bardzo ciekawe formy - jeden wygladal jak palec ET. Zwiedzanie jaskin o godzinie 12 w poludnie bylo najlepszym posunieciem jakie moglismy poczynic, bo upal siegal 47 stopni tego dnia.
Potem pojechalismy w kierunku Salonik. Miasto jakich wiele tak naprawde. Ladnie polozone nad morzem z duzym portem, drugie co do wielkosci po Atenach. Pare zabytkow do zobaczenia, glownie stare koscioly bizantyjskie m.in. Agia Sofia przypominajaca kosciol (obecnie meczet) pod tym samym wezwaniem w Stambule. Wielebni siestowali, dlatego nie uswiadczylismy podobno pieknych mozaik i freskow, ktore znajduja sie we wnetrzu. Zobaczylismy takze Luk Gareliusza (303 r) przy ulicy Egnatia. Wzniesiony zostal na czesc zwyciestwa Galeriusza nad Persami ( 297 r.)
Doszlismy do "paralii" - nadbrzeznej promenady ogladajac po drodze Biala Wieze. Przysiedlismy nad woda, gdzie radosnie baraszkowaly psy.
Wiemy juz ze nie nalezy zwiedzac miasta w takim upale, bo nawet ( jak widac na zdjeciu ) psy siestowaly pod drzewami...
Ugotowani i z utrata wody w organizmie cos kolo 3 butelek poltoralitrowej wody ruszylismy dalej w kierunku Edessy. Minelismy po drodze Pelle, gdzie urodzil sie Aleksander Wielki. Edessa zrobila na nas mile wrazenie, wiec przez chwile zastanawialismy sie czy tam nie zostac na noc. Jednak mysl o zamknietym na 4 spusty samochodzie w 40 stopniowym upale nas zniechecila. Przystanelismy tam na chwile, aby zrolowac kebaba z pozostalych nalesniczkow i juz z pelnymi brzuchami ruszylismy dalej.
Dalej droga prowadzila nas przez gory. Klimat zrobil sie znacznie przyjemniejszy. Nie bylibysmy w stanie juz zrobic sadzonych jajek na brzuchach. Przycupnelismy na parkingu lesnym, w okolicy malego jeziorka i tam przylozylismy glowki do poduszki. W nocy o dziwo zrobilo sie zimno, wiec kocyki byly grane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz