środa, 18 sierpnia 2010

Dzien 17

Z campingu ruszylismy zdobyc Pantokrator, czyli najwyzszy szczyt gorski na Korfu ( 912 m. ). Droga byla bardzo ciezka dla naszej westki. Chcielismy sie jeszcze przekapac w morzu, wiec sprobowalismy zjechac na plaze, ale okazalo sie ze 30 % nachylenia to juz stanowczo za duzo. Westka sie tak zzipiala, ze az musielismy zrobic przymusowy przystanek. Nie mowiac o tym ze sami sie zestresowalismy cala sytuacja, bo przed nami skarpy za nami skarpy, a ona zaczela nam sie staczac jak opetana :). Kolejny raz nas nie zawiodla i z czarna chmura z silnika podjechala pod gore.

Zrezygnowalismy ze stromych, niepewnych sciezek i pojechalismy dalej. Jechalismy przez malutkie, typowe greckie miasteczka, gdzie uliczki byly tak waskie z kolei, ze ledwo jeden samochod osobowy sie miesci, a co dopiero nasz sztrucelek. Wjazd na Pantokrator byl nieziemsko trudny, ale warto bylo, bo widok byl niecodzienny.

Dalej podjechalismy do Kassiopi - turystyczne greckie miasto ze skalista plazyczka i mini portem. Kolejny przystanek byl w Sidari, a to dlatego, ze ja koniecznie chcialam sie wykapac w Canal D'Amore. Podobno kapiel w tym kanale przynosi szczescie w milosci :).

Caly dzien jezdzilismy przez koszmarnie krete drozki, ktore dostarczaly nam niezlej adrenaliny, a zwlaszcza mi ( z paznokci mi juz nic nie zostalo - wszystkie obgryzlam ze strachu ).

Zrobilo sie ciemno i zjechalismy do Paleokastritsa. Wyjatkowo ladne miejsce, ale jak to w takich miejscach bywa, pelne ludzi. Stanelismy na parkingu, ktory ciezko bylo znalesc, bo miasteczko miesci sie na zboczu gory, a my potrzebowalismy jakiegos plaskiego poletka, ale sie udalo. Poszlismy na wieczorny spacer, zalapalismy sie jeszcze na darmowy pokaz tanca przy Zorbie, popatrzylismy sie na swieze owoce morza, ktorych pelno w akwariach przy restauracjach, obeszlismy sie smakiem i polozylismy sie spac.






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz