wtorek, 3 sierpnia 2010

Ciezkie poczatki

Wyruszylismy kolo 10 rano z Warszawy. Zaczelo sie wspaniale, bo droga przez Polske w kierunku Lwowa prosta jak drut. Zatrzymalismy sie raz na stacji, gdzie zalapal sie na podroz westka dziedek - autostopowicz. Usilnie wciskal nam jakies drobniaki na lody :).

Piekna trasa, drogi szerokie, lesne - dawaly rade, poza dzwonem czolowym, ktory widac na fotce ponizej.

Oczywiscie Michal zmusil mnie do prowadzenia, wiec ostatnie 120 km do granicy "czarna dupcia" byla pod moim wladaniem. Przyznam szczerze ze ten samochod to zloto.

Juz 5 km do granicy, a tu co? Gigantyczny kolejko - korek .................koszmar. Gwar jak na bazarze, trabia, przepychaja sie. Samochody do koloru do wyboru poczynajac od legendarnej Wolgi konczac na starych rzechowatych busach. Najdziwniejsze bylo to ze kazdy zaladowany byl lodowka albo pralka, ewentualnie podejrzanym zelastwem.
Nagle grzecznie sobie stojac na swoim pasie zauwazylismy, ze jakis Tir pcha sie poboczem prawie urywajac nam lusterko i tu przygoda sie zaczyna :)
Stwierdzam, ze faktycznie Polak potrafi: kliku Polakow robi sobie miejsca z przodu kolejki, wlasciwie gdyby nie oni to pewnie nie stracilibysmy godziny. Generalnie domyslilismy sie ze chlopcy zarabiali na robieniu miejsc spieszacym sie Polaczkom. Poznalismy tez szmuglerka, ktory nas postraszyl ukrainska mafia :) - pieknie....

Przejscie przez granice hardkorowe - przejezdzalismy przez 4 budy, gdzie nas skrzetnie przesluchiwali i wypytywali polscy, a pozniej ukrainscy straznicy. Pierwsze wrazenie: UKRAINCY SA NIE MILI!!! Generalnie cos burcza pod nosem i ni w zab po angielsku.

Po zebraniu pieciu tysiecy swistkow udalo sie wreszcie przekroczyc granice po 3, 5 godziny. Nie pamietam kiedy ostatnio sie tak cieszylam :).

No dobra, ale co dalej. Ciemno wszedzie, glucho wszedzie, a tu trzeba jechac dalej. Bogu dzieki za GPS'A!!! Droga do Lwowa od granicy na ciaglej adrenalinie ( Mafia i te sprawy).

Dojechalismy ok. 22 do Lwowa. Przeszlismy sie kawalek, wypilismy ukrainskie piwo w ukrainskiej knajpce przy ukrainskiej muzyce. Jakis mily Lwowiak poczestowal nas szisza. My nieufnie ja przyjelismy, bo w koncu czego mozna sie spodziewac po ukraincu w rozpietej koszulce wymachujacemu cienkimi wytatuowanymi raczkami...

Czas spac. Generalnie po stwierdzeniu ze pod latarnia najciemniej, spalismy przy glownym placu Lwowa na dziko :) i dalo rade.










3 komentarze:

  1. No brawo pierwsze koty za płoty, dajecie radę i tyle ! JAZDAAA

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak na marginesie co to za nazwa dla Vesty "Czarna Dupcia" blahhhh ! I dont like it !

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak a propo sikania do butelki.... to chyba jednak powinnaś zakupić wiaderko:). Chyna że trening czyni mistrza i juz nie masz z tym problemu i butelka jest ok :).

    A co dobrego jecie (np.regionalnego).... bo co pijecie to już wiemy?:)

    Agusia i Mamusia
    buziaki

    OdpowiedzUsuń