Obudziliśy się zmarźnięci na kość. Zgrzytając zębami wzięliśmy prysznic na stacji za 2.60 (drogo!), śniadanko i za Malinką w trasę. Już na pierwszym przystanku jakaś stara złośliwa niemka zwrociła nam uwagę (oczywiście po niemiecku), że przez włączony Kuby silnik śmierdzi jej w samochodzie i nie omieszkała nam wypomnieć naszej narodowości. No cóż......mili ci niemcy. Benzyna się zaczęła kończyć, więc już wiedzieliśmy, że niemiecka stacja będzie grana.
Stanęliśmy na stacji i zatankowaliśmy do pełna.Odjechaliśmy kawałeczek i okazało się, że Kuby i Karo Maliniak odmówił posłuszeństwa. Nie chce odpalić. Jedna próba, druga, trzecia. AUTO KAPUTT!!! Grzebanie w silniku i kolejne próby odpalenia zakończyły się niepowodzeniem. Ponieważ rozkraczył się przy dystrybutorze trzeba było go przecholować w inne miejsce. Staliśmy się główną atrakcją na stacji, bo samochód wyciagaliśmy tyłem. Po przecholowaniu Kuby westy na pobliski parking okazało się, że po naszych busach zostały dwie wielkie kałuże benzyny.
Po wykonaniu paru telefonów do naszego czołowego mechanika,konsultanta telefonicznego - Roberta, odpaliliśmy Kuby weste z popychu.
Ufff zapalił :). Jednak trzeba było poszukać mimo wszystko mechanika na miejscu. Gdy już dotarliśmy do punktu naprawczego, Kuba pogrzebał w aucie i okazało się, że to wziąż powracająca awaria z kostką przy stacyjce. Yes yes yes - problem rozwiązany.
Przekroczyliśmy granicę Szwajcarską, gdzie miła Pani na stacji poinformowała nas, że w Szwajcarii jedyne winiety, ktore można kupić są na cały rok i kosztują aż 28 euro. Jednak perspektywa zapłacenia mandatu w wysokości 2000 euro przekonała nas, że warto ją zakupić.
Jedziemy dalej w kierunku Monako. Tym razem ja wzięłam kierownicę w swoje ręce i jazda za Karo. Powoli zaczęło robić się ciemno i nagle widzimy, że u naszych towarzyszy światła się nie świecą, a więc zjazd z trasy i sprawdzanie co się stało. Znowu awaria :(. Na szczęście chwila grzebania i okazało się, że korek się spalił. Uff kolejna awaria zażegnana.
Jedziemy dalej, ale już w poszukiwaniu noclegu. Stanęliśmy na przyjemnej stacji parę kilometrów od granicy Włoskiej. Zasłonki, toaletka i spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz