wtorek, 23 sierpnia 2011

Dzień 15

Dzisiaj wstaliśmy z myślą, że koniecznie musimy zwiedzić jeszcze Fundacio de Joan Miro, jednak zaczęliśmy od La Bouqeria. Jest to najsłynniejsza hala targowa z żywnością w Barcelonie i faktycznie nie można jej ominąć. Znaleźć tam można wszystko, ale chyba nie to jest najważniejsze, tylko to, że wszystko jest świeże, a kraby i krewetki jeszcze się ruszają. Warto zajrzeć do hali nawet jeśli się nie planuje szczególnych zakupów, bo gra kolorów, zapachów i smaków jest porywająca. My nie mogliśmy się oprzeć i wyszliśmy z paroma świeżymi owockami.
Kolejne kroki skierowaliśmy do muzeum Miro i tu trzeba przyznać, że jest to chyba jedno z fajniejszych miejsc w Barcelonie zwłaszcza pod względem wystawienniczym. Budynek Fundacji naprawdę bardzo fajny, a zbiory też niczego sobie. Warto wejść chociażby dla rzeźb umieszczonych na słonecznym tarasie budynku.
Po obejrzeniu wystawy wsiedliśmy w samochód i w drogę. Pokonaliśmy jakieś 100 km i dojechaliśmy do małego miasteczka Altaffulla, gdzie stacjonują Kuba z Karo. Rozstawiliśmy się przy samej plaży i skoczyliśmy od razu do wody. Michał wreszcie wyczuł okazję na wykorzystanie swojego harpuna, który zakupił po drodze i stwierdził, że upoluje nam coś na kolację. Niestety gdyby nie sklepik z bagietkami i kotlety mielone przygotowane przez Karo, pewnie umarlibyśmy z głodu :), bo ani Michałowi ani Kubie nic nie wyszło z polowania.

Jutro dalej w trasę............







































2 komentarze:

  1. A nie zjedliście żadnych owoców morza w barze na targu ? Pyszne mule czy mini ośmiorniczki ?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mielimy czasu juz :), a mule jedlismy we Francji :)

    OdpowiedzUsuń