Obudziliśmy się wreszcie bardzo wypoczęci i dalej w drogę. Szybko skontaktowaliśmy się z Kubą i Karo gdzie są, bo chcieliśmy ich dogonić. Skierowaliśmy się w stronę Barcelony jeszcze niepewni nowego serca Westy, ale częste przystanki, wietrzenie silnika spowodowały, że dotarliśmy w okolice Barcelony bardzo szybko. Miasteczko w którym się zatrzymaliśmy nosi nazwę El Masnou i gdy tylko wjechaliśmy przywiodło mi na myśl, że to chyba San Fransisco - strome, pnące się w górę i w dół uliczki. Stanęliśmy na jednej z nich ( Carrer de Italia) i poszliśmy na playe, żeby odpocząć i poczekać na Maliniaka. Na plaży sporo ludzi, ale woda wreszcie taka jaką lubimy - błękitny lazur :). Parę skoków do wody + kąpiel słoneczna i jazda do miasta.
Zrobiło się trochę późno, więc zdążyliśmy tylko obejrzeć Sagrada Familia (dźwigi i rusztowania, ale robi wrażenie). Potem metrem dotarliśmy do kamienic zaprojektowanych przez Gaudiego, następnie Casa Mila, ale niestety nie weszliśmy na tarasy, bo już bylo za późno, więc zdecydowaliśmy się na zwiedzenie bardzo urokliwej, chyba jednej z najbardziej malowniczych dzielnic Barcelony GRACIA. Akurat trafiliśmy na Fiestę (Fiestas de Gracia). W drugiej połowie sierpnia ulice tej dzielnicy ożywają za sprawą mieszkańców i konkursu tam organizowanego na najlepiej przyozdobioną uliczke. Liczne ozdoby wykonane przez lokatorów mniej lub bardziej pomysłowe robią wrażenie.
Zmęczeni wsiedliśmy w metro, a następnie pociąg i wróciliśmy do naszego domku. Chwila rozmowy z Karo i Kubą oraz z jakimś Hiszpanem, który nas zagadał i spać.
pięknie, pozdrawiamy i trzymamy za Was kciuki. Prujcie dalej i dalej szczęśliwie i zdrowo.
OdpowiedzUsuńo, i od razu przyjemnie się kibicuje :D
OdpowiedzUsuń