sobota, 5 października 2013

Dzień 13 - Nasza diagnoza samochodowa i cud przyrody - Plitwickie Jeziora

Po serii naszych badań i oględzin samochodu, postawiliśmy na uszkodzone łożysko w lewym kole. Ta diagnoza niestety dyskwalifikowała westę do dalszej jazdy. Staneliśmy przed ciężkim wyborem, co robimy dalej. Powrót do domu tak niesprawnym samochodem jest zbyt ryzykowny, więc musimy go naprawić. Zaczęliśmy szukać mechanika. Okazało się, że najbliższy serwis jest albo w Karlovačko ( ok 100 km.) lub w stolicy (ok 170 km. ).  Tej odległości samochód mógł nie wytrzymać, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Musieliśmy zrezygnować z oglądania jezior na rzecz uzdrowienia naszego środka transportu. Musieliśmy toczyć się dalej. Przejechaliśmy jakieś 30 km i znaleźliśmy mechanika ( na szczęście) w jednej z mieścinek na drodze do Plitwickich Jezior - Korenica (tzw. Baza wypadowa do jezior). Niestety z racji tego, że był weekend pan szanowny mechanik nam nie pomógł. Może  nam pomóc dopiero w poniedziałek. Nie pozostało nam nic innego niż przymusowe przedłużenie pobytu. Z góry przepraszamy wszystkich, którym cokolwiek obiecaliśmy. Wszelkie terminy ulegają anulowaniu. Siła wyższa!

Postanowiliśmy (mimo wszystko) dotoczyć się samochodem do Plitwickich Jezior i obejrzeć ten zachwalany z każdej strony cud natury. Przechadzka parogodzinna (w którą wliczone są wszelkie środki transportu w parku, czyli stateczki i kolejki) kosztowała nas 110 kun za osobę plus opłata za parking 7 kun za godzinę. Warto! Trzeba jedynie wybrać dogodny termin, najlepiej nie weekend i nie w sezonie. Jest to chyba jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji w Chorwacji. Jednak sława Plitwickich Jezior nie jest przesadzona. Wystarczy spojrzeć na nasze zdjęcia. Jest to jedno z miejsc, w którym człowiek przypomina sobie jaki piękny jest świat i że warto jeździć i podróżować.
Wydaje mi się, że jesień jest najlepszym momentem, aby obejrzeć te tereny. Plitvice uraczyły nas tyloma barwami, że na paletach najlepszych malarzy ciężko tyle znaleźć. Przy okazji poprawiły nam nastroje w obliczu awarii. 

Po paru godzinach spaceru, musieliśmy wrócić do miasteczka z mechanikiem. Stanęliśmy w jednej z bocznych uliczek. Po chwili okazało się (właściwie zdradzili to radośnie biegający Azjaci z aparatami fotograficznymi), że za niewielkim, siatkowym ogrodzeniem trzymane są dwa pokaźne niedźwiedzie, stado sarenek, kózek, dziwnych kogutów i dwóch kucyków. 

Po dniu pełnym wrażeń, sen dopadł nas dość szybko.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz