czwartek, 1 września 2011

Dzień 20

Szybka zrywka i dalej do miasta Ronda. Najpierw zdążyliśmy się pogubić z Maliną po drodze, jednak po paru minutach znowu razem.
Droga w kierunku Rondy super. Wietrzne, żółte wzgórza, bezkresne przestrzenie i gdzieniegdzie tylko mały, biały domek i drzewka oliwkowe. Odrazu nabiera się więcej powietrza w płuca.
W samym miasteczku nie ma zbyt wielu atrakcji. Chyba największą jest samo położenie. Głęboki jar o szerokości ok. 90m dzieli miasto na 2 części. Charakterystyczne białe domki, małe uliczki i mnóstwo turystów wiszących na barierkach i podziwiających widoki.
Drugą z atrakcji jest jedna z najstarszych aren korridy w Hiszpanii. Na jej terenie jest muzeum, do którego wejście kosztowało 6 euro, więc darowaliśmy sobie oglądanie kupy piachu i siedzeń.
Przespacerowaliśmy się trochę po Rondy uliczkach i spoczęliśmy przy stoliczku, na jednym z placów w pewnej restauracji, żeby uzupełnić pustki w żołądku. Zjedliśmy dwa tapasy i paellę, która jest typowym daniem w tych stronach, a tak naprawdę to poprostu ryż z resztkami ( w tym przypadku owoców morza).
Po tym zdażeniu ruszylismy dalej w drogę, w kierunku Tarify. Krajobraz z suchego i pagórkowatego zmienił się nagle w pełen zieleni i mniej górzysty. Po drodze minęliśmy nawet Los Angeles!
Tarifa przywitała nas pięknym zachodem słońca i spokojną, błękitną wodą. Ulokowaliśmy się w okolicy plaży, jednak tym razem z widokiem na mur :).





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz